Drugie życie roślin doniczkowych: rozmowa z Kasią Dziedzic z Fundacji Schronisko dla Roślin
Od prawej: Kasia Dziedzic, Monika Turzyma-Patocka, Milena Banaszewska Fot. Weronika Krawczyk/SKLEJKA
Fundacja Schronisko dla Roślin powstała w listopadzie 2015 roku. Od tamtego czasu jej działalność prężnie się rozwija. Dzisiaj większość miłośników roślin i ekologicznych „freaków” kojarzy Fundację głównie dzięki organizowanym przez nią wymianom roślin. Wymiany odbywają się dzięki internetowemu pośrednictwu założycielek oraz na większych eventach, jak, np. targi mody, designu, wystawy. Główną ideą Schroniska dla Roślin jest zwrócenie uwagi na bardzo powszechny problem jakim jest wyrzucanie rzeczy, szczególnie roślin. Rośliny, zwłaszcza te doniczkowe można kupić w prawie każdym sklepie za niewielką cenę. Tak duża dostępność powoduje, iż często te (przez nas!) zaniedbane rośliny, niepotrzebnie wyrzuca się i wymienia na nowe – nie zdając sobie sprawy z tego, jak ważną odgrywają rolę.
Jak na co dzień funkcjonuje Schronisko dla Roślin i o czym marzą jej właścicielki? Kto najczęściej wymienia się roślinami? I czy są to tylko użytkownicy Facebooka? Czy w Warszawie najlepiej spędza się czas tylko w Łazienkach albo na Bulwarach? Mieliśmy niezwykłą okazję porozmawiać z Kasią Dziedzic - z Fundacji Schronisko dla Roślin, która opowiedziała nam o swojej miłości do roślin, ogrodów, morza i szumu miasta.
Redakcja: Witaj Kasiu. Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się na rozmowę. Może zanim przejdziemy do rozmowy o tym, czym zajmujecie się na co dzień, opowiesz nam, jak zrodził się pomysł na założenie Fundacji i jak udaje się Wam wspólnie ją prowadzić? Rozumiem, że wszystkie mieszkacie w tym samym mieście?
Kasia Dziedzic: Nie, akurat wszystkie mieszkamy gdzie indziej. Milena w Gdańsku, Monika w Bydgoszczy, a ja w Warszawie. Monika i Milena, które założyły Schronisko pochodzą z Bydgoszczy i przyjaźnią się jeszcze od czasów liceum. Sama idea adopcji roślin nie była nowa, bo podobne inicjatywy istniały już wcześniej i wywodziły się z tzw. ogrodniczej partyzantki. To co wyróżnia Schronisko dla Roślin od innych takich organizacji to skala działania – Schronisko działa na całą Polskę.
Red.: W takim razie jak to się stało, że dołączyłaś do dziewczyn?
Kasia: Początek Schroniska to rok 2014, ja dołączyłam do dziewczyn rok później, w 2015 roku. Wtedy też udało się sformalizować nasze działania i założyć Fundację. Od tego czasu współpracujemy.
Red.: I jak wygląda wasza praca w Fundacji?
Kasia: Organizujemy adopcje oraz wymiany roślin. Przy czym, jeżeli chodzi o adopcje to nie przygarniamy roślin do siebie, tylko pośredniczymy w wymianie. Jeśli ktoś chce oddać roślinę, wysyła do nas zdjęcia i dane kontaktowe. W momencie, gdy znajdujemy osobę zainteresowaną, udostępniamy dane kontaktowe i tak umożliwiamy wymianę.
Red.: Na swoim fanpage’u napisałyście, że przede wszystkim chcecie zwrócić uwagę na problem wyrzucania roślin. Uważacie, że jest to realny problem ekologiczny? Z czym to jest związane? Chyba bliska jest wam ekologia i tzw. styl życia „zero waste”?
Kasia: Tak, chodzi nam, między innymi o przesłanie „zero waste”. Na początku, kiedy ludzie słyszeli o Schronisku dla Roślin, od razu myśleli, że pewnie oddawane są tu same zaniedbane i nieprzydatne rośliny. Ale każdy, kto choć trochę interesował się naszymi wymianami, wie, że nie tylko, wymienianie są rośliny w bardzo dobrym stanie, ale często można natknąć się na niespotykane i mało popularne gatunki, które jeszcze bardziej podnoszą wartość wymiany roślin. I co ciekawe, bardzo wielu z oddających to ludzie starsi.
Red.: To jest akurat zaskakujące. Zazwyczaj wydaje nam się, że to głównie młodzi ludzie są odbiorcami takich inicjatyw.
Kasia: Takie osoby może nie kontaktują się z nami poprzez Facebooka, ale gdy już dowiedzą się od kogoś o naszej Fundacji, najczęściej (oni, lub ich bliscy) piszą do nas maile. Zauważyłam też, że kiedy organizujemy wymianę roślin przy okazji jakiegoś wydarzenia, jak ostatnio np. na Mustache Yardsale w PKiN w Warszawie, najzdrowsze i najbardziej zadbane okazy przynoszą właśnie osoby starsze. Zwykle nie oczekują wymiany, chcą po prostu oddać w dobre ręce swoje rośliny, które często już nie mieszczą się w ich domach. Z kolei, wśród ludzi młodych panuje tendencja, by przygarniać lub wymieniać.
Red.: Jak widać, cały czas rośnie zainteresowanie wymianą roślin, macie coraz większe grono odbiorców i to wśród różnych grup wiekowych. Fundacja staje się coraz bardziej popularna. Ale czy tak było zawsze? Spotkałyście się, zwłaszcza na początku, z osobami, które zupełnie nie rozumiały waszej idei?
Kasia: Nie, raczej nie. Byłyśmy od początku bardzo pozytywnie odbierane. Chociaż na samym początku naszej działalności pojawił się jeden taki artykuł, którego autor wydaje mi się, że nie miał mimo wszystko nic złego na myśli, ale artykuł był zatytułowany „Zielona sekta”. Więc tutaj można powiedzieć, że przez ten feralny tytuł odbiór był trochę negatywny (śmiech). Ale poza tym jednym przypadkiem, nie spotkałyśmy się z krytyką. Wręcz przeciwnie.
Red.: Od niedawna działacie także w dziedzinie sztuki. Organizujecie wystawy z cyklu „Dziewczyny + rośliny”. Poza tym jesteście inicjatorkami wielu warsztatów, np. tworzenia bardzo popularnych ostatnio kompozycji w słoiku. Skąd pomysł? Chcecie w ten sposób poszerzać swoją działalność?
Kasia: Zawsze starałyśmy się rozwijać. Poprzez warsztaty chcemy pokazać ich uczestnikom, że rośliny są „fajne” a ogrodnictwo to nie czarna magia. Cykl„Dziewczyny + Rośliny”, z kolei, to różne warsztaty prowadzone przez zaproszone przez nas dziewczyny, artystki, które tworzą w różnych dziedzinach sztuki. Wydarzenie połączone jest z wernisażem. Na pewno będziemy chciały organizować coraz więcej takich wydarzeń, które będą balansować na pograniczu sztuki i ogrodnictwa.
Red.: A Ty wymieniasz się roślinami?
Kasia: Ja teraz już głównie oddaję swoje rośliny. Jeśli przygarniam, to takie, którymi się interesuję. Ostatnio, „zgapiłam” trochę od swojej przyjaciółki i zaczęłam, podobnie jak ona kolekcjonować skrętniki. Niestety jest ich dość mało i są raczej nie popularne. Kojarzą nam się zazwyczaj z roślinami, które mogą rosnąć, głównie… na parapecie u babci. Ale czasem zdarza się, że ktoś akurat chce taką roślinę oddać i Wtedy ja, z wielką przyjemnością ją przygarniam. Hoduję też warzywa, głównie pomidory. Na parapecie, na zewnątrz. To jedna z moich kolejnych fascynacji.
Red.: Czyli Fundacja z miłości do roślin?
Kasia: Tak, zdecydowanie, wszystkie łączy nas zamiłowanie do roślin. Ja z wykształcenia jestem architektem krajobrazu. Kilka lat pracowałam w Ogrodzie Botanicznym we Wrocławiu i w Arboretum w Wojsławicach. Milena chociaż z wykształcenia jest fotografem, absolwentką ASP w Gdańsku, zawodowo zajmuje się florystyką. Monika również, szkoli się w tym kierunku. Można więc powiedzieć, że te rośliny to zdecydowanie nasz wspólny mianownik.
Red.: Pochodzisz z Warszawy?
Kasia: Nie, jestem ze Śląska. Parę lat temu przeprowadziłam się do Warszawy.
Red.: Przytłacza Cię Warszawa? Za mało w niej zieleni?
Kasia: Nie, zdecydowanie nie. W Warszawie jest dużo więcej możliwości, chociażby pod względem różnych inicjatyw społecznych. Jest też większa otwartość i ciekawość wśród ludzi. Poza tym w dużych miastach panuje trend, by wprowadzać coraz więcej zieleni, ludzie są coraz bardziej świadomi.
Red.: A jak masz ochotę wyjść do ogrodu? W Warszawie. Gdzie zwykle wychodzisz?
Kasia: Jeżdżę albo do Kampinosu albo - moje ostatnie odkrycie - na Wilanów na Zawady. Nie wiedziałam, że są takie zaciszne miejsca w Warszawie. Cudownym miejscem są też Wyspy Świderskie.
Red.: Jest jeszcze jakieś inne miejsce, w którym mogłabyś mieszkać?
Kasia: Mogłabym mieszkać nad morzem. Ale to może później (śmiech).
Red.: Jakie mają plany dziewczyny z Fundacji Schronisko dla Roślin i o czym marzą?
Kasia: Przede wszystkim chcemy organizować cykliczne wymiany roślin. Teraz, wspólnie z Warszawską Zielenią zorganizujemy kolejną wymianę, która odbędzie się już 16 czerwca na Wilanowie. Wydarzenie będzie połączone z piknikiem rowerowym i warsztatami botanicznej monotypii, czyli odbijania matryc, które będą wykonane z żywych roślin. Chciałybyśmy także kontynuować spotkania i warsztaty w mniejszych miastach, w domach kultury, ośrodkach pomocy społecznej, czy w klubach seniora. Marzy nam się, aby docierać do okolic podmiejskich, do osób, które nie mają tak szerokiego wachlarza atrakcji i możliwości rozwoju, jak w dużych miastach. To jest dla nas teraz najważniejsze i największe wyzwanie.
fot. źródło: https://www.facebook.com/schroniskodlaroslin/photos/a.170574666624436/788026491545914/?type=3&theater