W drugiej połowie 2017 roku z mediów zaczęły przebijać się alarmujące pogłoski o planach wprowadzenia ustawowego zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Wkrótce potem okazało się, że pracę nad zmianą przepisów rozpoczął specjalny zespół parlamentarny, cieszący się poparciem zarówno partii rządzącej, jak i sejmowej opozycji. Kontrowersyjny projekt złożono w listopadzie 2017, a odpowiedzią na niego był żelazny sprzeciw polskich hodowców oraz środowisk eksperckich. Tak rozpoczęła się zaciekła batalia o przyszłość jednej z najprężniej rozwijających się działalności rolniczych w kraju. Czy dziś już bliżej nam do zakończenia toczącego się od miesięcy sporu?
Polska liderem w branży futrzarskiej
O sprawie hodowli zwierząt futerkowych mówiło się w ostatnich miesiącach wiele, często niestety bez sensu. Brakowało rzetelnej i merytorycznej dyskusji nad sednem problemu. Przyjrzyjmy się zatem danym ekonomicznym, które pozwolą nam uświadomić sobie znaczenie tej branży dla naszej gospodarki oraz rangę toczącego się sporu.
W hodowli zwierząt futerkowych Polska zajmuje trzecie miejsce na świecie, zaś w Europie pod względem wielkości produkcji prześciga nas jedynie Dania. To silna pozycja, nieprawdaż? Wartość tej działalności rolniczej wycenia się na 5 miliardów złotych, a jej roczne przychody przekraczają kwotę 1 miliarda. Branża generuje do budżetu państwa wpływy rzędu setek milionów złotych rocznie. Zatrudnienie znajduje w niej kilkadziesiąt tysięcy wyspecjalizowanych w tym kierunku pracowników.
Surowiec futrzarski stanowi 4% wartości całego polskiego eksportu produktów pochodzenia zwierzęcego. Nasze wyroby cieszą się szczególnym uznaniem u zagranicznych odbiorców, którzy cenią je za bardzo wysoką jakość. Krajowe fermy uchodzą za najnowocześniejsze i najlepiej zarządzane. Ponad stuletnia tradycja, wsparta rozwojem naukowym oraz pracą pokoleń hodowców, zaowocowała wytworzeniem silnej marki o światowym znaczeniu oraz ugruntowaniem pozycji Polski jako jednego z niekwestionowanych liderów na rynku. Wszystko to udało się osiągnąć wyłącznie polskimi rękami, dzięki pracowitości i gospodarności, gdyż branża futrzarska, jako jedna z nielicznych obecnie, jest w rękach czysto krajowego kapitału.
Co więcej, polscy producenci futer od lat osiągają zadowalające wyniki finansowe. Pomimo wahań i kryzysów, stoją na własnych nogach, na swojej działalności zarabiając i dając zarobić innym, a wytwarzany przez nich zysk nie ucieka za granicę. I niepotrzebne im do tego żadne rządowe zapomogi. Wydawać by się mogło, że taki stan rzeczy powinni więc politycy ze wszech miar wspierać. Tymczasem proceduje się w Sejmie projekt mający tej działalności całkowicie zakazać. Aż dziw bierze, że silną pozycję polskiej branży futrzarskiej chce się tak lekkomyślnie podkopać.
Obłęd czy metoda?
Już pobieżna analiza sytuacji pozwala uzmysłowić sobie, jak wiele negatywnych skutków przyniosłaby ze sobą całkowita i rozplanowana na krótki okres likwidacja hodowli zwierząt futerkowych. Po pierwsze, pozbawiłaby hodowców źródła utrzymania. Zostawiłaby ich samych sobie bez środków do życia i bez realnej możliwości przebranżowienia się. Sprzęt dla futerkowych jest bowiem wysoce specjalistyczny i trudno hodować z jego użyciem inne gatunki. Zbyć go również niełatwo, bo komu, skoro zakaz obowiązuje wszystkich? Bez zatrudnienia zostałyby dziesiątki tysięcy wykwalifikowanych polskich pracowników, a ich doświadczenie poszłoby na zmarnowanie. Nie trzeba chyba wspominać, że posiadają oni swoje rodziny, a brak pracy poważnie zagroziłby ich bytow
Poważnie ucierpiałby także sektor bankowy, a szczególnie małe, lokalne banki spółdzielcze, w których rolnicy zaciągali kredyty na rozwój i modernizację swoich działalności. W dalszej kolejności straciłaby oczywiście nasza gospodarka, pozbawiona setek milionów złotych wpływów rocznie.
Uświadommy sobie również, że biznes jest systemem naczyń połączonych. Działalność futrzarska, tak jak każda inna, nie funkcjonuje w próżni. Z innymi branżami łączą ją liczne powiązania. Tak na przykład, produktem ubocznym powstającym przy przetwórstwie drobiu są duże ilości resztek i odpadów poubojowych. Producenci mają dwie możliwości ich zagospodarowania – sprzedać je z zyskiem hodowcom zwierząt futerkowych jako paszę bądź przekazać firmie utylizacyjnej, oczywiście za opłatą. Likwidacja futerkowych wpłynie zatem na wzrost kosztów produkcji mięsa i podwyżkę jego cen, a na tym straci już każdy Polak.
Postuluje się więc bezmyślne rozwalenie jednej z najbardziej rozwojowych i dochodowych działalności, ale w zamian nie proponuje się niczego. Widać jak na dłoni, że polskie rolnictwo na tym z pewnością nie zyska. Co innego zagranica. Wachlarz beneficjentów takiej zmiany jest naprawdę szeroki – wzmocni się pozycja Danii jako lidera w branży futerkowej, dochodowe hodowle przeniosą się na wschód, a niemieckie firmy utylizacyjne będą polskim drobiarzom windować ceny za utylizację odpadów poubojowych.
Demagogia i pornografia
Z chwilą ogłoszenia rozpoczęcia pracy nad zmianą przepisów ustawy o ochronie zwierząt rozpoczęła się zaciekła kampania przeciwników hodowli futerkowych, w tym wielu organizacji proekologicznych. Rzeczą zrozumiałą jest różnica zdań i chęć zaprezentowania odmiennego punktu widzenia. Niestety zamiast rzeczowej polemiki, w przestrzeni publicznej pojawiła się masa materiałów sfabrykowanych, oszczerczych, mijających się ze stanem rzeczywistym. Prezentowano zdjęcia oraz nagrania tendencyjne – na przykład osobników chorych lub po zabiegach weterynaryjnych, które izoluje się od stada. Wbrew faktom odnoszono przykłady pojedynczych nieprawidłowości do całości branży. Manipulacjom ludzkimi emocjami nie było końca – działacze ekologiczni pozowali na ulicach miast z odartymi ze skóry zwierzętami (czy może ich kukłami?). Brak argumentów próbowano zamaskować demagogią. Nie stroniono także od nieczystych zagrywek, takich jak choćby angażowanie do tych działań dzieci. Opiniom osób ze środowisk naukowych odpowiadały komentarze celebrytów. Były i czyny bohaterskie – niejaka Joanna Krupa, znana modelka, postanowiła w obronie zwierząt się rozebrać.
Wszystkie wspomniane wyżej działania należy zaliczyć do kategorii społecznej pornografii, czyli świadomego oddziaływania na emocje, poprzez prezentowanie różnych okropności (fragmentów zwierząt po uboju, krwi), celem wywołania u ludzi pewnych zachowań bądź przyjęcia przez nich określonych poglądów.
Na demagogię i pornografię środowisko hodowców zwierząt futerkowych odpowiedziało mobilizacją. Jego przedstawiciele zabierali głos w mediach, stawiając opór nagonce i starając się przedstawić rzeczowe informacje na temat swojej działalności. „Zamknięte mury” wielu hodowli otworzyły się dla zwiedzających i fotoreporterów, umożliwiając im poznanie zgodnego z rzeczywistością obrazu. Wobec głuchego milczenia ze strony polityków, zorganizowano akcje protestacyjne.
Dręczyciele zwierząt?
Zastanówmy się, czy w interesie hodowcy leży udręczenie zwierząt? Przecież wyprodukowanie wysokiej jakości surowca futrzarskiego nie jest możliwe bez zapewnienia dobrostanu. Wszelkie zaniedbania w hodowli skutkują spadkiem jakości i zmniejszeniem zysku ze sprzedaży futra (a odbiorcy stosują tu bardzo restrykcyjne kryteria). Tak więc w interesie samych rolników leży utrzymywanie zwierząt w jak najlepszych warunkach oraz inwestowanie w ich dobrostan.
Sprawę należy zatem oceniać uczciwie. Przedstawianie polskiego hodowcy jako zdziczałego alkoholika lubującego się w zadawaniu wymyślnych cierpień zwierzętom futerkowym nie wytrzymuje krytyki. Świadczy przeciw temu również pozytywna opinia zagranicznych kontrahentów o polskich dostawcach futer.
Czy eliminacja hodowli zwierząt futerkowych w Polsce w jakimkolwiek stopniu wpłynie na realizację postulatów organizacji proekologicznych oraz spełni intencje autorów projektu? W tym wypadku likwidacja skutku nie zniesie przyczyny – ogólnoświatowy popyt na futra nie zmaleje bowiem po zamknięciu polskich hodowli. Po prostu przeniosą się one na wschód. I porzućmy złudzenia - na Ukrainie, Białorusi albo jeszcze dalej, zwierzętom futerkowym wcale nie będzie lepiej niż w nowoczesnych gospodarstwach w Polsce, gdzie co do konieczności odpowiedniego ich traktowania nikt nie ma wątpliwości.
Fakty przeważyły
Przez ostatnie półtora roku ważył się los naszego rolnictwa i wielu polskich rodzin. Kilka dni temu hodowcy zwierząt futerkowych mogli ostatecznie odetchnąć z ulgą. Projekt kontrowersyjnej ustawy wycofano. Zdaje się, że w partii rządzącej zwyciężył rozsądek, a opór rolników przyniósł efekty. Miejmy tylko nadzieję, że cała ta afera nie zdążyła narobić w branży nieodwracalnych szkód, a przedłużająca się ponad wszelką miarę niepewność nie zniechęciła zagranicznych odbiorców do współpracy z polskimi fermami. Chyba że taka właśnie miała być jej rola?